Cztery osoby zginęły, a 60 zostało rannych w katastrofie kolejowej pod Kluczborkiem w Bąkowie, kiedy pociąg pospieszny relacji Lublin – Jelenia Góra najechał z dużą prędkością na ruszający pociąg towarowym. Był 17 października 1984 roku.
Do tego tragicznego zdarzenia doszło około godziny 5 rano. Pociąg pospieszny relacji Lublin – Jelenia Góra najechał na ruszający spod semafora stacji Bąków pociąg towarowy. Winą za wypadek obarczono dyżurnego bąkowskiej stacji, który miał popełnić błąd, w wyniku którego na jednym torze znalazły się dwa składy.
Dla pociągu pospiesznego przygotowano przejazd bez zatrzymania, emitując sygnał świetlny zezwalający na jazdę. Jednocześnie zapomniano o pociągu towarowym, który stał przed semaforem. Kiedy maszynista zorientował się, że zbliża się do stojącego pociągu towarowego, było już za późno na odpowiednią reakcję.
Zdążył włączyć hamulec. Skład nieznacznie wyhamował i z prędkością około 90 km/godzinę najechał na tył pociągu towarowego, który ruszał spod semafora.
W wypadku zginęły trzy osoby, w tym maszynista, który nie zdążył uciec. Czwarta osoba zmarła w szpitalu. Zdaniem ekspertów, ofiar mogło być więcej, jednak specyficzne warunki znajdujące się w miejscu katastrofy zminimalizowały skutki tego wypadku.
Prezentujemy wspomnienia ś.p. emerytowanego maszynisty z Lokomotywowni Pozaklasowej Wrocław Główny Włodzimierza Dołubizno. W latach 80-tych ub. wieku pan Włodzimierz przez kilka lat pełnił obowiązki maszynisty instruktora (czyli bezpośredniego zwierzchnika maszynistów). Jednym z podległych mu pracowników, był tragicznie zmarły w tej katastrofie Maszynista Arkadiusz Dawidowicz.
“Gdy byłem maszynistą instruktorem, miało miejsce jedno z najbardziej przykrych przeżyć w mojej karierze zawodowej. Było to 17 października 1984 r.
Po przyjściu do pracy na 7.00 dowiedziałem się, że we wczesnych godzinach rannych wydarzył się wypadek pod Bąkowem. Na stojący w łuku przed semaforem wjazdowym pociąg towarowy najechał z prawie pełną prędkością rozkładową pociąg pośpieszny Lublin – Jelenia Góra. Ze Starego Olesna wyprawiono go na sygnał zastępczy. Pociąg prowadził podległy mi maszynista na lokomotywie EU07-022, dostałem więc polecenie udania się na miejsce wypadku.
Gdy wyjeżdżałem z Wrocławia do Kluczborka wiedziałem, że maszynista żyje. W Kluczborku, nawet tego nie kryjąc zrobiono mi wielką łaskę i podwieziono do pobliskiego Bąkowa lokomotywą, gdyż szlak był zamknięty. Ze stacji szedłem jeszcze około 2 km. Widząc barykadę spiętrzonego taboru, zdrętwiałem. Chwilę po dotarciu do miejsca katastrofy – było około godziny dziesiątej – lekarz oświadczył, że 15 minut temu Maszynista Arkadiusz Dawidowicz zmarł!
Jestem twardy na łzy, ale po słowach lekarza zapłakałem. Zginął mój Kolega, który u mnie na parowozie Pt47-12 zaczynał pracę w 1963 r., były Wspólnik z SP45-153, podległy mi Pracownik, nad którym miałem nadzór jako maszynista instruktor.
Była piąta godzina od zderzenia. Spiętrzony tabor jak leżał na kupie, tak leżał. Kabina elektrowozu była doszczętnie zmiażdżona, wbita w dużą, czteroosiową węglarkę, na której leżał w poprzek na boku, trzeci w składzie pociągu pośpiesznego wagon osobowy. Usunięto pasażerów z wykolejonych wagonów, potem zaś… zabrano się za sprzątnięcie paczek z rozbitego wagonu pocztowego. Nie podjęto konkretnych działań, aby spod spiętrzonej góry żelastwa uwolnić człowieka potrzebującego najbardziej pomocy – Maszynistę. Miał zmiażdżone stopy, przyciśnięte przez załamaną ścianę oddzielającą kabinę od maszynowni. Strażacy z Kluczborka próbowali co prawda wycinać w dwóch miejscach pudło. Za każdym razem trafiali na ożebrowanie konstrukcji i zaniechali tych działań. Przez nieudolnie prowadzoną akcję ratunkową, brak odpowiedniego sprzętu, brak dźwigu – Maszynista konał pięć godzin!
Bywałem na niejednym wypadku z pociągami towarowymi, gdzie wagony były zbite w jedną bryłę – nie robiło to na mnie wrażenia. Dopiero pod Bąkowem uświadomiłem sobie, że sprzęt jaki mają brygady ratunkowe do przeprowadzenia akcji i ratowania życia ludzkiego, nadaje się do lamusa. Zginął mój Kolega.
Długi czas patrzyłem ze łzami w oczach na wrak elektrowozu. W środku jeszcze był Arek. Po chwili, w końcu zdusiłem w sobie wzruszenie i poszedłem do przewodniczącego komisji powypadkowej. Przeprowadziłem z nim rozmowę na temat poszukiwań prędkościomierza z taśmą rejestrującą prędkość pociągu. Było to dla mnie szczególnie ważne, gdyż wcześniej, kilka razy, byłem w komisjach powypadkowych. Po dotarciu na miejsce, dostawałem taśmy mocno zniszczone. Czasem odnosiło się wrażenie, że wręcz celowo. Trudno było z nich cokolwiek odczytać. Mimo iż tym razem do komisji nie należałem, to przewodniczący słysząc, że zginął podległy mi Maszynista, Kolega, Wspólnik – nakazał osobiste szukanie prędkościomierza. I był jeszcze jeden powód, chyba najważniejszy – najłatwiej nieżyjącego Maszynistę obarczyć winą za tragedię, jakby już jej było mało w Jego Rodzinie… A tego nie chciałem!
Przydzielono mi kilku ludzi z ekipy ratunkowej. Według moich wskazówek, w odpowiednich miejscach rozcinali elementy nadwozia. Gdy w końcu wygrzebałem ze szczątków kabiny prędkościomierz rejestrujący i schodziłem z prawie nieistniejącego fragmentu lokomotywy, kamery ekipy telewizyjnej, filmującej całe zdarzenie, zostały skierowane w moją stronę. Stojący nieopodal “bardzo ważny pan” z Okręgowego Inspektoratu Bezpieczeństwa, natychmiast podbiegł do mnie. Poczekał, aż skończyłem wyjmować taśmę z zapisanym przebiegiem służby, bez słowa mi ją wyrwał i zaczął objaśniać filmującym, co to jest oraz do czego służy. Tylko ze względu na śmierć Arka, nie protestowałem. Ten człowiek po prostu chciał się pokazać w telewizji! Bo niby dlaczego całej Polsce, zapis taśmy miałby objaśniać instruktor maszynistów, skoro dookoła jest tylu ważnych ludzi? I w tym momencie uświadomiłem sobie na dobre, że maszynista instruktor trakcji elektrycznej – to żadne stanowisko…
Wróciłem do domu wieczorem. Mila wiedziała już z telewizji, że był wypadek. Domyślała się przyczyny mojego późnego powrotu. Zobaczyła łzy w oczach i gdy usłyszała, że zginął Arek Dawidowicz, płakała razem ze mną. Tyle lat się znaliśmy. Po założeniu rodzin, często się odwiedzaliśmy. Opowiedziałem Mili wszystko z miejsca wypadku. Przerażający widok miejsca katastrofy, wiadomość od lekarza, zachowanie ludzi, moment wynoszenia Arka z wraku lokomotywy. Zostawił żonę i dwie córeczki. Niedobrze jest topić smutek i żal w alkoholu. Ale tego wieczoru, by móc zasnąć, opróżniłem sporą zawartość barku. Mila nie protestowała…
Kilka dni później odbył się pogrzeb. W Olbrachtowicach koło Kobierzyc, skąd Arek pochodził. Na cmentarzu stałem obok Gienka – też wspólnika z parowozu Pt47-12. Mieliśmy ogromne wiązanki kwiatów. Razem żegnaliśmy Kolegę z naszego parowozu. Na pogrzeb przyjechało wielu maszynistów. Ci, którzy byli na służbie, o umówionej godzinie, niezależnie od miejsca w jakim się znajdowali, oddali hołd zmarłemu tragicznie Arkadiuszowi Dawidowiczowi, na długo uruchamiając syreny lokomotyw.” – wpis Darek Dolubizno na forum http://www.kepnosocjum.pl
Jeszcze jedna relacja świadka obecnego na miejscu
Dokładnie o godziny 4.26 pociąg pospieszny nr 2603 relacji Lublin – Jelenia Góra prowadzony lokomotywą EU07-022 z lokomotywowni Wrocław Główny najechał na ruszający spod semafora wjazdowego stacji Bąków pociąg towarowy nr 98883.
Do wypadku doszło rzeczywiście na skutek błędu dyżurnej ruchu stacji Bąków, która nie tyle zapomniała o stojącym pod semaforem wjazdowym pociągu towarowym 98883, ale była przekonana, że pociąg ten znajdował się w tym czasie na szlaku do Kluczborka.
Faktycznie na tym szlaku znajdował się inny pociąg towarowy (o nr 456.. nie pamiętam dokładnie całego numeru). Ponieważ dyżurna ruchu otrzymała informację od swego kolegi dyżurnego ruchu w Starym Oleśnie o jeździe do tej stacji poc. pospiesznego 2603, zapytała przez radiotelefon cyt. “jak się nazywasz pociąg, który jedziesz po jedynce do Kluczborka?” Maszynista pociągu 456.. nie słyszał jej, za to odezwał się inny maszynista mówiąc – 98883.
Ponieważ czoło pociągu 98883 zatrzymało się w pewnej odelgłości od semafora wjazdowego stacji Bąków, dyżurna ruchu nie widziała świateł lokomotywy tego pociągu. Będąc przekonana, że pociąg 98883 znajduje się na szlaku do Kluczborka, dokonała telefonicznego potwierdzenia przybycia pociągu 98883 do stacji Bąków.
Na tej podstawie dyżurny ruchu stacji Stare Olesno w następstwie tego nieumyślnego błędu, ze Starego Olesna podał sygnał zastępczy (zezwalający na wyjazd) dla pociągu 2603. Po około 3 minutach od odjazdu pociągu pospiesznego ze stacji Stare Olesno, dyżurna ruchu stacji Bąków podała na semaforze wjazdowym sygnał “wolna droga” na wjazd (nie na tzw. “przelot” ) jak sądziła pociągu 2603.
Ruszający maszynista pociągu 98883 nie podał przed ruszeniem sygnału dźwiękowego. Po chwili dyżurna ruchu stacji Bąków dostrzegła światła czoła pociągu 98883 i zorientowała się w swojej pomyłce. Przez radiotelefon padły znamienne słowa cyt. “2603 stój, stój”. Było już jednak za późno. Jadący z prędkości ok. 96km/h (przy prędkości rozkładowej 100km/h) maszynista pociągu 2603 zobaczył na tarczy i powtarzaczu odnoszących się do semafora wjazdowego stacji Bąków sygnał zezwalający na jazdę.
Prowadząc pociąg w lesie i na łuku, podczas “wychodzenia” z łuku zauważył na swoim torze sygnały końca pociągu. Właczył nagłe hamowanie, zdołał wypchnąć swego pomocnika do maszynowni (uratował tym 23-letniemu chłopakowi życie), ale sam już nie zdążył uciec. Przy prędkości 93km/h lokomotywa pociągu 2603 uderzyła w tył pociągu 98883 który poruszał się z prędkością ok. 10km/h.
Wagony pociagu pospiesznego siłą uderzenia zostały rozrzucane na obie strony torów. W wyniku wypadku zginęły 4 osoby (w tym dwóch pracowników PKP – maszynista pociągu 2603 i konduktor rozdawca tego pociągu) a jedna kobieta na skutek wypadku poroniła.
Niestety nie mam dokładnych danych co do liczby osób rannych w katastrofie. Ofiar byłoby znacznie więcej gdyby nie fakt, że tor kolejowy w tym miejscu prowadzony był po łuku i w nasypie. Do mniejszej liczby ofiar przyczynił się też fakt, że ten odcinek lasu zalesiony był młodymi drzewami, które w dużej części zamoryzowały siłę uderzenia w nie wagonów pociągu 2603.
To co zobaczyłem na miejscu wypadku, a byłem tam już o godzinie 5:50 nie zapomnę do końca życia. Podobnie jak twarzy dyżurnej ruchu stacji Bąków, z którą zamieniłem kilka zdań około godz. 5:40 w dniu wypadku.
Minęło 27 lat od tego zdarzenia, a ja przymykając oczy widzę las i rozrzucone jak pudełka zapałek wagony osobowe. Żal wszystkich ludzi, którzy zginęli lub ucierpieli w tej katastrofie, żal dyżurnej ruchu, która otrzymała wyrok 3 lat więzienia. Niektórzy po tej katastrofie zdali sobie sprawę jak odpowiedzialna jest to praca dyżurnego ruchu i jak tragiczne mogą być kosekwencje popełnienia w niej błędu. In memoriam…” – wpis makalu1 na forum http://www.kepnosocjum.pl
https://tygodnik.tvp.pl
Witam.
Dziś był w telewizji leciał film Orzech – zawsze chciałem być z ludźmi zobaczyłam tam swojego tatę. Szukając o artykułu o swoim tarcie znalazłam ten artykuł, zdjęcia…..
Dziękuje ślicznie. Dużo się dowiedziałem o swoim tacie